wtorek, 30 września 2014

Recenzja #3: Ziaja reduktor cellulitu, serum drenujące

Była recenzja dotycząca pielęgnacji włosów, była recenzja dotycząca pielęgnacji twarzy, teraz czas na recenzje produktu do pielęgnacji ciała. O czym mowa? Przedstawiam Wam reduktor cellulitu,serum drenujące z firmy Ziaja.
Może zacznę od tego co mnie skłoniło do zakupu tego produktu. Szukałam jakiś balsamów, które ujędrnią moją skórę. Szukałam, czytałam i w końcu wybór padł na ziaję. Produkt z całej serii jest  ( łącznie seria ta liczy sobie 4 produkty) chyba najtrudniejszy do zdobycia. W rossmannie go nie widziałam od dawna. Udało mi się go znaleźć w sklepie ziaji. Zapłaciłam za niego 15,82 zł.Opakowanie ma 150 ml.

Produkt ten miał być uzupełnieniem ćwiczyć, które miały wpłynąć na jędrność mojej skóry. Zaznaczę jeszcze, że produkt ten stosowałam tylko na brzuch, więc niestety nie jestem w stanie powiedzieć czy pomaga na cellulit.

Zapach
Bardzo trudno jest mi określić zapach tego produktu.Jak dla mnie jest jak najbardziej przyjemny. Nie jest to zbyt ostry zapach, a po nałożeniu na skórę jest praktycznie niewyczuwalny.

Wydajność
Regularnie, czyli codziennie, produkt stosowałam ok. jednego miesiąca i zużyłam może z połowę opakowania, Teraz używam go sporadycznie, a produkt wciąż się nie kończy. Zakupiłam go w połowie sierpnia, więc wydajność jak najbardziej na plus. Konsystencję ma typową dla balsamów.

Aplikacja 
Ja wcierałam balsam w brzuch po czym najczęściej dodatkowo obwijałam się folią. Taki mały body wrapping. Chciałam, aby produkt lepiej się wchłonął i jego działanie było bardziej widoczne. Aplikacja jest przyjemna,balsam nie pozostawia na ubraniu żadnych śladów, tylko oczywiście musimy pozwolić mu wyschnąć.


Działanie
Trudno mówić mi o działaniu, Po pierwsze chodziło mi głównie o ujędrnienie mojego brzucha, a dwa, że dodatkowo dosyć dużo ćwiczyłam w tamtym okresie. Nie mniej jednak mogę stwierdzić, że zauważyłam większe ujędrnienie mojej skóry, ale na ile udział miały w tym ćwiczenia, a na ile balsam, tego stwierdzić nie mogę.Warto jeszcze wspomnieć o tym, że zaraz po aplikacji na skórze wyczuwalny jest efekt chłodzenia. Nie jest to nic nieprzyjemnego, a wręcz odwrotnie :)


Podsumowując
Czy kupię produkt ponownie? Raczej nie, dlatego, że nie zauważyłam żadnych spektakularnych efektów na mojej skórze. Dodatkowo trudno jest go zdobyć i cena też nie należy do niskich. Był to mój pierwszy balsam takiego typu i chyba więcej nie kupię tego typu balsamów. 

Dla zainteresowanych skład poniżej


A Wy stosowałyście tego typu produkty? Co o nich myślicie? Macie swoich ulubieńców? Dajcie znać! :)

sobota, 27 września 2014

Jesień na paznokciach


Przyszła kalendarzowa jesień , więc czas pomyśleć o zmianie koloru jaki gości na naszych paznokciach. Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić kilka lakierów do paznokci, które będą idealne na jesienną słotę. Gdy za oknami pada deszcz i robi się już co raz zimniej chętniej maluję paznokcie na ciemniejsze kolory. W kąt odchodzą  jaskrawe róże czy mięta, a role główną odgrywają brązy i czerwienie. Zatem co tu dużo gadać, przechodzimy do zdjęć!
Na paznokcie za każdym razem nałożyłam dwie warstwy, a i uprzedzam będzie baaardzo dużo zdjęć :)

Kandydat numer 1. Jest to matowy lakier Golden Rose o numerze 06. Jest to bardzo ładny odcień brązu, jeden z moich faworytów no i do tego jest on matowy.

Kandydat numer 2 to również brązowy lakier lecz ten już nie jest matowy, a błyszczący . Posiada on drobinki, ale nie są za bardzo zauważalne, a jedynie podbijają kolor. Jest to lakier z Wibo Express growth. Numerek niestety się starł.


To na tyle z brązami,czas przejść do czerwieni...

Kandydat numer 3. Jest to lakier o kolorze ciemnej, soczystej czerwieni. Jest to lakier również z Wibo Extreme nails, numerek 93.




Kandydat numer 4 to kolor malinowy z drobinkami. Tak jak poprzednicy jest to lakier firmy Wibo z serii Celebrity Nails, numerek 5 ( So classy).

Spróbowałam również uchwycić drobinki jakie znajdują się w tym lakierze.

Kandydat numer 5,to klasyczna czerwień z essie. Numerek 61, russian roulette.

To na tyle w kwestii czerwieni przechodzimy teraz do szarości.

Kandydat numer 6 jest to lakier o odcieni szarym. Lakier pochodzi z firmy Bell, niestety nie mam pojęcia jaki to jest numerek.



Dwa ostatnie lakiery to lakiery już "mroczne". Kandydat numer 7 to essie wicked. Mój zdecydowany faworyt. Z różnym świetle wygląda całkiem inaczej. Ma ciemnoczerwoną poświatę.

I na samym końcu najciemniejszy ze wszystkich kandydat numer 8, czyli klasyczny czarny lakier. Jest to lakier z Wibo, numerek 34.

A jakie są Wasze ulubione lakiery na jesień? Śmiało piszcie :)

wtorek, 23 września 2014

Recencja #2: Żel do mycia twarzy Fitomed ( cera tłusta)

Na początku chciałam serdecznie podziękować za 300 wyświetleń mojego bloga. Dla Was to może nie jest zbyt duża liczba, lecz dla mnie ogromna. Jestem bardzo szczęśliwa, że czytacie mojego bloga. Chciałam również zachęcić Was do komentowania. Zależy mi, aby wejść w interakcje z czytelnikami. Wasze zdanie ma dla mnie ogromne znaczenie. Jeszcze raz dziękuję i przechodzimy do następnej recenzji.
Ostatnio bardzo zachwalałam odżywkę w sprayu marki Gliss Kur, dzisiaj niestety nie będzie już tak kolorowo, a mowa o ziołowym żelu do mycia twarzy firmy Fitomed. Ja posiadam wersję do cery tłustej, a posiadam cerę mieszaną. Zakupiłam go w aptece za cenę ok. 9 zł.


Opakowanie

Opakowanie zrobione jest z plastiku zakończony dozownikiem (niestety nie znalazłam lepszej nazwy). Bardzo łatwo się otwiera, nawet gdy mamy mokre ręce.


Zapach

Jest to ziołowy żel, więc zapach jest również ziołowy, jak dla mnie nie jest to zbyt ładny zapach, ale jest on do przeżycia. Nie utrzymuje się na skórze po zmyciu. Jednak po jakiś blisko 4 miesiącach użytkowania zmienił zapach na bardzo nieprzyjemny i niestety muszę stwierdzić, że zwyczajnie w świecie śmierdzi.

Działanie

Mam mieszane uczucia, co do działania tego produktu. Na pewno muszę pochwalić go za to, że ładnie oczyszcza naszą skórę. Ja na twarzy trzymałam go ok. 1 minuty, po czym spłukiwałam wodą. Po zmyciu cera była ładnie oczyszczona oraz odświeżona. Jednak ma on jeden duży minus, przy codziennym użytkowaniu, wysusza on skórę mojej twarzy i chociaż mam cerę mieszaną, która przetłuszczała mi się latem, szczególnie w upały, to jednak produkt ten potrafił wysuszyć moją skórę.


Wydajność i Konsystencja

Użytkuje go już od blisko 4 miesięcy, a została mi opakowania, z tym że muszę wspomnieć, że w wakacje, nie użytkowałam go zbyt często, ze względu na to, że przesuszał on skórę. Na zużycie produktu mamy 6 miesięcy. Jeśli chodzi o konsystencję to jest ona typowa dla żelu, nie jest on zbyt leisty, ani zbyt gęsty. Bardzo dobrze rozprowadza się go na skórze twarzy.


Podsumowanie

Na pewno na plus jest to, że ładnie oczyszcza skórę, jednak na tym plusy tego produkty niestety się kończą. Na minus, który u mnie dyskwalifikuje ten produkt jest to, że przesusza on skórę oraz zapach. Nie wiem, czy tak jest z każdym ziołowym produktem, czy może ja go źle przechowywałam, ale to jak zaczął śmierdzieć, jest nie do zniesienia. Z przykrością muszę stwierdzić, że nie jest to dla mnie dobry produkt, co po raz kolejny daje mi do zrozumienia, że zioła, zwyczajnie w świecie nie są dla mnie.

Dla zainteresowanych skład

Niestety, ale nie polecam tego produktu. Jednoczeście chciałam Was prosić o radę. Znacie jakieś dobre żele do mycia twarzy? 

sobota, 20 września 2014

Z czym to się miesza..., czyli z czym mieszam swoją glinkę.


Może zacznę od tego, jakiej używam glinki. Glinkę zakupiłam przez internet i kosztowała mnie ok.7 zł. W większości używam glinki właśnie zielonej, ze względu na moją cerę. Nie przedłużając przejdę od razu do rzeczy.

Sposób nr 1. Mieszanie glinki z wodą.
Do niedawna glinkę rozrabiałam właśnie w wodzie. Efekty były zadawalające. Skóra była ściągnięta. Czasem było to delikatne ściągnięcie, jednak czasem wydawało mi się, że jest aż za bardzo ściągnięta. Po za tym ładnie oczyszczała skórę i skóra była fajnie odświeżona. Czasem, gdy pod ręką miałam kwas hialuronowy, dodawałam kilka kropel, wtedy skóra była jeszcze ładniejsza, bardziej nawilżona. Zapewne do tej pory wykorzystywałabym ten sposób,gdyż zaraz po zmyciu maski nakładałam porządną warstwę kremu i uczucie ściągnięcia zostało,gdyby nie podkusiło mnie spróbować, czego innego.

Sposób nr 2. Mieszanie glinki z tonikiem/hydrolatem.
Pewnego dnia pomyślałam, czemu by nie spróbować, zamiast wody dodać do glinki tonik. Konsystencja również jest wodnista, wymieszać da się wymieszać, więc czemu nie? Po zmyciu nie czuło się uczucia ściągnięcia, a nawet była lekko nawilżona, a w dodatku tak jak w poprzednim przypadku skóra była ładnie oczyszczona i odświeżona. Sama byłam zaskoczona tak dobrymi efektami. Do glinki dodałam tonik z ziaji, który widać, na zdjęciu poniżej. Pchnięta chęcią eksperymentowania postanowiłam wykorzystać jeszcze jeden sposób.


Sposób nr 3. Mieszanie glinki z jogurtem naturalnym.
Po bardzo dobrych efektach związanych z użyciem toniku, od jogurtu naturalnego oczekiwałam jeszcze lepszych efektów. Chociaż jak dla mnie jest to i tak lepszy sposób niż mieszanie glinki z wodą,to niestety jest gorszy od sposobu z tonikiem. Po prostu brakuje mi tego efektu wow,jaki uzyskiwałam z tonikiem.

Napiszę jeszcze kilka słów o tym, jak przygotowuje swoją glinkę. Na szklany talerzyk wysypuje sproszkowaną glinkę mniej więcej dwóch orzechów włoskich. W zależności czego używam dodaje odrobię wody/toniku/ jogurtu i uwaga mieszam to palcem :) Tak, tak palcem. Wiem, że nie powinno się mieszać glinki metalowymi przedmiotami , a że nie mam drewnianej łyżeczki, ani mieszadełka, to mieszam maseczkę palcem.

Jeśli chodzi o konsystencję to w każdym przypadku jest taka sama. Obojętnie czy dodam wodę, czy gęstszy jogurt.
Pamiętajcie proszę, aby nie pozwolić maseczce wyschnąć na Waszej skórze, gdyż może to potęgować uczucie ściągnięcia. Spryskujcie glinkę co jakiś czas wodą, tonikiem, czy też wodą termalną.
Z czystym sumieniem mogę polecić sposób nr 2, chociaż wiem, że nie będzie on odpowiedni dla wszystkich.

A Wy jak używacie glinek? Mieszacie je z wodą,czy macie inne sprawdzone sposoby? :)

wtorek, 16 września 2014

Recenzja #1: Gliss Kur Oil Nutrive

Były lakiery do paznokci teraz przyszedł czas na włosy. Dzisiaj zrecenzuję odżywkę w spray'u Gliss Kur Oil Nutrive

Jest to pierwszy tego typu produkt, który stosuje na włosach. Wcześniej stosowałam odżywki bez spłukiwania, ale zbytnio obciążały moje włosy, więc zwyczajnie w świecie odstawiłam tego typu produkty. Na Gliss Kur skusiła mnie promocja ( 10 zł w rossmannie) oraz dobry skład ( poniżej). 


Patrząc na skład pomyślałam czemu by nie spróbować i okazał się to strzał w dziesiątkę. A dlaczego? Już tłumaczę.


Po pierwsze zapach. 
Jak dla mnie bardzo przyjemny. Ja stosuję go na mokre włosy, a po wyschnięciu zapach na włosach jest nadal wyczuwalny. 

Po drugie skład
Jeśli zagłębimy się w skład tego produktu zauważymy, że znajdują się tam olejki i to nie jeden, a nawet kilka.

Po trzecie działanie. 
Mam włosy naturalne, ciemny blond, średnio porowate. Wydobycie z nich blasku graniczy z cudem, a ten produkt to potrafi. Dodatkowo tak jak napisane jest na opakowaniu produkt ten ułatwia rozczesywanie. Co do przeciwdziałania rozdwajaniu się końcówek jestem raczej sceptycznie nastawiona,jednak muszę przyznać,że odkąd stosuje ten produkt, znajduję mniej rozdwojonych końców. Warto jeszcze dodać, że po spryskaniu włosy stają się miękkie i przyjemne w dotyku.

Po czwarte cena.
Odżywkę zakupiłam w promocji za 10zł, więc cena bardzo przyjemna, w stosunku do zużycia, o którym opowiem poniżej.

Po piąte wydajność.
Jak widać na zdjęciu zużyłam ponad połowę produkty, a używam go 5 razy w tygodniu od czerwca. Spokojnie starczy mi do końca roku.

Po szóste opakowanie.
Opakowanie jest plastikowe z dozownikiem, z którego wydobywamy produkt. Ilość produktu jaka wydobywa się z dozownika, jak dla mnie jest wystarczająca. Nie jest to żaden skoncentrowany strumień, tylko ładnie "rozpryskująca" się fala, co chyba dobrze widać, na poniższym zdjęciu. Opakowanie ma 200 ml.


Czy widzę w nim jakieś minusy? Na dzień dzisiejszy nie i mogę z czystym sumieniem go polecić. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że produkt ten nie musi wszystkim odpowiadać.
Dodam tylko, że ja spryskuję włosy odżywką, trzy razy od zewnętrznej strony oraz dwa razy od strony wewnętrznej.
Dla zainteresowanych to co jest napisane na odwrocie.

Poniższy produkt został zakupiony przeze mnie.

A Wy stosowałyście ten produkt? Co o nim myślicie? Możecie polecić jakieś podobne produkty?








sobota, 13 września 2014

Czy warto inwestować w droższe lakiery?


Tak jak obiecałam zamieszczam post. Długo myślałam co powinno być tematyką pierwszego posta. Wybór padł na lakiery.
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że określenie "drogi" może być kwestią sporną. Dla jednej osoby lakier za 15 zł, będzie już sporym wydatkiem, a dla innych nie będzie problemem wydanie 100 zł na lakier. Ja w tym poście będę odnosić się do (według mnie droższych) lakierów essie oraz tańszych od nich lakierów miss sporty, czy lakierów wibo. 
Produkty o których wspominam zostały zakupione przeze mnie.
Poniżej zamieszczam zdjęcie, gdzie po lewej na paznokcie nałożyłam lakier essie russian roulette, zaś po prawej stronie na paznokcie nałożyłam lakier miss sporty lasting colour, numer  150. Na lakier nie nakładałam żadnego top coat'u, a jako bazę użyłam odżywki z eveline.
Po lewej stronie na paznokciach essie, po prawej miss sporty


Postanowiłam, że najważniejsze  aspekty wypunktuję, aby przyjemniej się czytało:
  • Cena- różnica pomiędzy tańszymi, a droższymi lakierami może być nawet dziesięciokrotna. Wiadomo lepiej wydać 3zł niż 30zł;
  • Trwałość- osobiście jeszcze nie spotkałam lakieru z „tańszej półki”, który trwałością przebił by chociaż lakiery essie, także tu zdecydowany plus dla droższych lakierów;
  • Połysk- tu również zdecydowany plus dla droższych lakierów. Na lakier essie mogłabym nie nałożyć już żadnego top coat’u, gdyż sam z siebie daje piękny połysk na paznokciach, z tanimi lakierami niestety tak już nie jest;
  • Pojemność– lakiery essie mają pojemność 13.5 ml, pokazany na zdjęciu lakier z miss sporty ma pojemność 7 ml, lakier z wibo z serii Celebrity Nails ma pojemność 8,5 ml, jednak wciąż jest to mniej niż 13,5 mililitra;
  • Opakowanie- chociaż opakowanie, nie powinno mieć zbyt dużego wpływu na wybór lakieru, to jednak lepiej mieć w naszej kosmetyczce coś co oko cieszy. Tu już kwestia gustu, każdy woli co innego, ja osobiście wole lakiery essie, dlatego że wszystkie mają taki sam kształt;
  • Wydajność- w przypadku lakierów essie zawsze nakładam dwie warstwy lakieru, w przypadku tańszych lakierów jest to różnie, zdarza się, że wystarczyłaby jedna grubsza warstwa, czasem zdarza się, że trzy warstwy lakieru to i tak mało, jednak zazwyczaj są to dwie warstwy.

Lakier essie

Lakier miss sporty

Podsumowując
Dużo zależy od tego jaką mamy płytkę paznokcia. Na moich paznokciach tańsze lakiery niestety nie utrzymują się zbyt długo. Bez top coat’u lakiery z wibo odpryskują mi już tego samego dnia, lakiery z golden rose utrzymują się u mnie dwa dni, zaś lakiery essie nawet do czterech dni. Sprawy wyglądają inaczej gdy nałożę top coat, wtedy lakiery utrzymują się dłużej, jednak i tak wygrywa essie. Niestety nie każdy może pozwolić sobie na to, aby jednorazowo wydać 35 zł na lakier, jednak często możemy natrafić  na promocję 2 za 1, gdzie za dwa lakiery zapłacimy jedną cenę, wtedy cena za lakieru wynosi już 17,5 zł, gdy dodatkowo dołożymy prawie dwukrotnie większą pojemność, wtedy wydanie 35 zł nie wydaje się już być takie bezsensowne. Inaczej sprawa wygląda, gdy szukamy jakiegoś szalonego koloru, gdzie wiemy, że będzie to raczej lakier, który będziemy używać przykładowo tylko na wakacjach. Nad wyborem lakieru możemy również zastanowić się w przypadku, gdy lakier do paznokci zmywamy codziennie.
Kiedyś, gdy nie przykładałam zbyt dużej uwagi do swoich paznokci chętnie kupowałam tanie lakiery, im tańsze tym lepiej. Jednak gdy zaczęłam dbać o wygląd moich paznokci i zaczęło mieć dla mnie znaczenie, aby wyglądały nienagannie, chętniej sięgam po droższe lakiery.
Osobiście preferuję rozsądne rozwiązania i kupuje droższe lakiery na promocjach, które często możemy znaleźć w drogeriach.

A jakie jest Wasze zdanie? Preferujecie tańsze lakiery, czy wolicie zainwestować w lakiery?

wtorek, 9 września 2014

Zaczynamy?!

Witam wszystkich bardzo serdecznie,

Przyszedł ten moment, że ciekawość przewyższyła strach i postanowiłam założyć własnego bloga. Już blisko trzy lata czytam blogi, które dotyczą szeroko pojętego działu uroda i lifestyle. Chciałabym, aby mój blog był dosyć zorganizowany, więc postanowiłam, że będę zamieszczać posty (początkowo) dwa razy w tygodniu. Posty będą pojawiać się we wtorki oraz w soboty. We wtorki publikować będą recenzję kosmetyków, zarówno tych do włosów jak i do twarzy. W soboty zaś zamieszczać będę bardziej ogólne zagadnienia, np. mój wybór lakierów na jesień. 
A więc jak zaczynamy? :)
PS Powiedzcie jakie Wy lubicie czytać blogi i co Was w nich najbardziej interesuje?